Matki uciekinierki.



Pamiętacie ostatni post o kobietach, które żałują macierzyństwa? (https://www.facebook.com/wkurzonazona/posts/768346296706887)

Nie chcę się powtarzać i rozpisywać, ale znalazłam ostatnio ciekawy artykuł o podobnej tematyce.
„Pamiętam taką sytuację: Kamil ma dwa lata, słucha bajki z gramofonu, a ja gotuję obiad. Jedną ręką mieszam zupę, drugą trę marchew na surówkę, kiedy podchodzi, ciągnie mnie za spódnicę i chce coś pokazać. A ja bardzo się spieszę, bo tego dnia pracuję na drugą zmianę i muszę skończyć przed wyjściem. Kamil ciągnie, żeby mi coś pokazać, nie rozumie, że teraz nie mogę. Trzymam tę tarkę i chcę go nią uderzyć (…) Koleżanki w pracy przestały się odzywać, chociaż z kolegą, który zostawił żonę i nie płacił na trójkę dzieci, jadły w stołówce przy jednym stoliku”

„Karina nie ma dla siebie litości. ''Czasem myślałam, że łatwej byłoby, gdybym zachorowała. Jak w melodramacie: dowiaduję się o chorobie i usuwam w cień, żeby bliscy nie patrzyli na moje cierpienie. To też egoizm, ale przynajmniej trochę bardziej szlachetny? (…)Byłam zmęczona oszczędzaniem, życiem na tak zwolnionych obrotach, na jakich nigdy nie żyłam. Ale też bardzo brakowało mi dawnego życia. Pracy, w której mogłabym się spalać (…) Będę zawsze czuła się winna: zostawiłam dwuletnie dziecko. Nie pod mostem, nie na ulicy - u kochającego ojca, pod okiem babci. Ale zostawiłam''


Po co o tym pisać? Czy warto o tym mówić? Warto! 

Cała masa kobiet żyje w sieci cudzych przekonań, narzuconych wartości.
Wiele z nich żyje w przekonaniu, że coś z nimi nie tak, popada w nerwice, depresję i nie mówi wcale o swoich uczuciach, bo zwyczajnie nie znajdują zrozumienia.
Wiedzą, że zostaną wyśmiane. Usłyszą, że przesadzają. Dowiedzą się, że kiedyś takich problemów nie było. A moim zdaniem były, ale która babcia przyzna się, że jej też różne myśli przechodziły po głowie? 

Tak się zastanawiam, czy gdyby kobiety same sobie nie rzucały kłód pod nogi nie było by nam wszystkim lepiej? Łatwiej?

Jeśli koleżanka mówi Ci: Słuchaj… ja już nie daję rady. Gdybym mogła cofnąć czas nie powtórzyłabym decyzji o macierzyństwie, nie rzucaj jej rad w stylu:

Oj przesadzasz.
Oj dasz radę.
Oj inne mają gorzej.

No bo niby skąd wiesz, co dzieje się u niej w domu i jej głowie? Jak traktuje ją rodzina? A może ona naprawdę nie czuje instynktu macierzyńskiego i stara się jak może, ale już ledwo daje radę z tym całym udawaniem?
Ludzie, którzy decydują się mówić o swoich problemach, najczęściej chcą być wysłuchani, szukają zrozumienia, chcą usłyszeć, że nie są dziwakami. Potrafią odetchnąć z ulgą tylko dlatego, bo dowiadują się, że nie tylko oni mają czarne myśli. Nie musimy się oczywiście ze wszystkimi zgadzać, ale nie powinniśmy sprawiać, że ta i tak zdołowana osoba, która myśli, że znalazła się na dnie, dzięki nam usłyszy pukanie od spodu.

Jeśli w Twoim otoczeniu jest kobieta, którą podejrzewasz o depresję - pomóż jej, a nie oceniaj. Ona sama ocenia się najgorzej, uwierz mi na słowo.
Jeśli Twoim zdaniem, przyjaciółka kiepsko radzi sobie w roli matki - wysłuchaj jej, postaraj się zrozumieć w czym tkwi problem. Jeśli uważasz, że potrafisz jej pomóc - postaraj się to zrobić, nie krytykuj.

Jeśli to Ty jesteś matką uciekinierką - choćby w głowie, postaraj się najpierw poszukać pomocy u specjalisty. To nie żaden wstyd. Postaraj się zrobić wszystko, żeby nie cofać się do przeszłości i zrobić z życiem, które masz wiele dobrego. Wróć do pracy, jeśli możesz oczywiście, rozwiń swoje pasje. Rozmawiaj z mężem i rodziną. Czasu nie cofniesz, ale możesz zrobić wszystko co w Twojej mocy, aby z resztą, która Ci z niego pozostała zrobić wiele dobra <3




Komentarze