Straciłem żonę.
Kiedyś, dawno temu poznałem piękną kobietę.
Urzekła mnie swoim uśmiechem. Uwielbiała żartować. Zawsze
miała dla mnie czas, chłonęła każde moje słowo, a ja słuchałem jej opowieści o
tym jak minął jej dzień. Poświęcaliśmy sobie każdą wolną chwilę i planowaliśmy
wspólną przyszłość.
Pamiętam jak dziś jej delikatną sukienkę, pachnące włosy,
które swobodnie opadały na jej ramiona. Czerwone usta, które kusiły mnie dniami
i nocami.
Delikatne dłonie i piękne, zadbane paznokcie. Gdy trzymałem
ją za rękę, czułem, że mam wszystko, czego mi potrzeba. Wszystko co mogłem
sobie wymarzyć.
Ja byłem dla niej ideałem. Dziwiłem się jak tak piękna
kobieta, mogła zwrócić na mnie uwagę.
A ona wciąż mówiła jaki jestem przystojny, jaki dobry…
Wyobrażaliśmy sobie, jak będzie wyglądało nasze mieszkanie,
jak urządzimy salon i ile będziemy mieli dzieci.
Dwójkę, trójkę? A może jedynaka, który zostanie naszym
oczkiem w głowie?
Oczami wyobraźni widzieliśmy siebie na rodzinnych wakacjach
i beztroskich spacerach.
Ona chciała zająć się domem i dziećmi, a ja miałem pracować.
Gdy zamieszkaliśmy razem kochała nasze życie. Dbała o dzieci.
O mnie.
Nadal mieliśmy wspólne cele i plany.
Marzyliśmy, że kiedyś uda nam się uzbierać na wymarzony dom
z ogrodem, gdzie jako para staruszków, będziemy pielić grządki i urządzać wspólne
święta.
Pewnego dnia po ciężkim dniu wróciłem do domu i nie zastałem
jej jak zawsze krzątającej się po kuchni.
Nie wiedziałem co się z nią stało i gdzie mogła pójść. Nagle
z kuchni wyłoniła się jakaś kobieta i podała mi obiad. Był bez smaku. Pachniał
wspomnieniem wczorajszego dnia.
Rozejrzałem się dookoła i zobaczyłem stertę rozrzuconych
zabawek. Okropnie bolała mnie głowa.
- Tata, tata, zobacz! – za rękaw ciągnął mnie syn.
- Tata, pobaw się ze mną – przekrzykiwała go córka.
Ból w mojej skroni narastał falami. Wtedy znowu przyszła ta
kobieta w rozciągniętym swetrze i niedbałej fryzurze i bez słowa zabrała
dzieciaki. Kto to do cholery jest?
Wstałem z fotela i najciszej jak umiałem zakradłem się do
pokoju maluchów. One układały klocki, a ona siedziała na brzegu łóżka i nerwowo
obgryzała skórki. Miała do połowy zdrapany lakier, a paznokcie tak krótkie, że
samo patrzenie na nie bolało. Mogłaby o siebie zadbać!
Ciszę w domu przerwał dźwięk mojej komórki. Ona też go
usłyszała, bo podniosła głowę. Popatrzyła w moją stronę niewidzącym spojrzeniem.
Boże, co za podkrążone oczy...
Całe szczęście dzisiaj piątek. Wyjdę i odpocznę. Mam
nadzieję, że gdy wrócę, ta dziwna, milcząca kobieta zniknie.
Wieczór był przyjemny, rozmowa ze znajomymi i te klika piw
mnie zrelaksowało. Wróciłem do domu w wyśmienitym humorze.
Zrobiłem sobie kanapkę i wtedy ją zobaczyłem. Moja żona stała
na balkonie i paliła papierosa. Płakała.
- Gdzie byłaś cały dzień – zapytałem?
- W domu. Już przywykłam, że mnie nie widzisz – mówiąc to
nawet na mnie nie spojrzała.
- W domu? Była tu jakaś zaniedbana kobieta, znasz ją?
- Znam. To byłam ja – Kiwnęła głową – od dawna mnie nie
zauważasz.
- Nie! Tamta kobieta była milcząca i strasznie zaniedbana! –
myśli kotłowały mi się w głowie.
Dzisiaj straciłem żonę. Kucharkę. Sprzątaczkę. Opiekunkę do
dzieci. Dzisiaj odzyskałem kobietę mojego życia.
Komentarze
Prześlij komentarz
Dzięki